Porwaliśmy się na zdobycie wielkich gór,
herosi z dawnych lat służyli nam za wzór.
Przez niebotyczną grań pięliśmy długo się,
niejeden opadł tam, znajdując w dole śmierć.
Po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg,
paraliżował strach, odbierał zmysły lęk.
Lecz nie ustawał nikt, nawet w godzinie złej,
zaciskał pięści i śmiechem wołał: Hej!
Przepięknie jest,
i tylko tlenu mniej...
A prowadziły nas Nadzieja, Wiara, Złość,
bo tam na dole Zła naprawdę było dość.
I warto było iść, do góry wciąż się piąć,
by sobą wreszcie być, by przestać karki giąć.
I w czas wędrówki tej, był każdy z nas jak brat,
choć nie obyło się bez wiarołomnych zdrad.
Lecz nie ustawał nikt, nawet w godzinie złej,
zaciskał zęby i ze śmiechem wołał: Hej!
Przepięknie jest,
i tylko tlenu mniej...
Aż po tysiącach prób, przez przeraźliwą biel,
opłacił się nasz trud - osiągnęliśmy cel.
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt,
gdzie pewne było, że przed nami nie był nikt.
Lecz nie odezwał się tym razem żaden śmiech,
bo wszyscy padli tu, zajadle łapiąc dech.
I dziwny jakiś był zwycięstwa słodki smak,
minęło parę chwil, aż ktoś wychrypiał tak:
Przepięknie jest,
i tylko tlenu brak...
Przepięknie jest,
i tylko tlenu brak...
herosi z dawnych lat służyli nam za wzór.
Przez niebotyczną grań pięliśmy długo się,
niejeden opadł tam, znajdując w dole śmierć.
Po drodze hulał wiatr i sypał w oczy śnieg,
paraliżował strach, odbierał zmysły lęk.
Lecz nie ustawał nikt, nawet w godzinie złej,
zaciskał pięści i śmiechem wołał: Hej!
Przepięknie jest,
i tylko tlenu mniej...
A prowadziły nas Nadzieja, Wiara, Złość,
bo tam na dole Zła naprawdę było dość.
I warto było iść, do góry wciąż się piąć,
by sobą wreszcie być, by przestać karki giąć.
I w czas wędrówki tej, był każdy z nas jak brat,
choć nie obyło się bez wiarołomnych zdrad.
Lecz nie ustawał nikt, nawet w godzinie złej,
zaciskał zęby i ze śmiechem wołał: Hej!
Przepięknie jest,
i tylko tlenu mniej...
Aż po tysiącach prób, przez przeraźliwą biel,
opłacił się nasz trud - osiągnęliśmy cel.
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt,
gdzie pewne było, że przed nami nie był nikt.
Lecz nie odezwał się tym razem żaden śmiech,
bo wszyscy padli tu, zajadle łapiąc dech.
I dziwny jakiś był zwycięstwa słodki smak,
minęło parę chwil, aż ktoś wychrypiał tak:
Przepięknie jest,
i tylko tlenu brak...
Przepięknie jest,
i tylko tlenu brak...