Tam, gdzie najtęższej sośnie
upić się czasem zdarzy,
Gdzie wiatr jak winem z morza
jodem dmie.
Gdzie wierzba nad strumykiem
rozgrzane chłodząc stopy,
Północ bez trudu dojrzy
w ładny dzień.
Rzeźbiarz zamorski, sławny
przemierzał kiedyś lata,
Wilgotnym butem znaczył
każdy krok.
Zakatarzonym marszem
do domu swego wracał;
Zgubił cudownych
l***er sto...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
Kiedyś, już późnym latem
na liście jesień spadła
I po swojemu splotła
wystrój dnia.
Jak dzikich kaczek stado
z odlotem się wstrzymała,
By w l***rze się przeglądnąć
jeszcze raz...
I każdy kto przechodził
u l***ra tego stawał,
Rumieńcem barw wytyczał
obraz swój.
I tylko brzoza biała
odbicia nie znalazła,
Znalazła chłodnych
powiek lód...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
upić się czasem zdarzy,
Gdzie wiatr jak winem z morza
jodem dmie.
Gdzie wierzba nad strumykiem
rozgrzane chłodząc stopy,
Północ bez trudu dojrzy
w ładny dzień.
Rzeźbiarz zamorski, sławny
przemierzał kiedyś lata,
Wilgotnym butem znaczył
każdy krok.
Zakatarzonym marszem
do domu swego wracał;
Zgubił cudownych
l***er sto...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
Kiedyś, już późnym latem
na liście jesień spadła
I po swojemu splotła
wystrój dnia.
Jak dzikich kaczek stado
z odlotem się wstrzymała,
By w l***rze się przeglądnąć
jeszcze raz...
I każdy kto przechodził
u l***ra tego stawał,
Rumieńcem barw wytyczał
obraz swój.
I tylko brzoza biała
odbicia nie znalazła,
Znalazła chłodnych
powiek lód...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...
W najpiękniejszym spośród l***er
zanurzyłem dzbany puste,
Zanim słońce cicho wzeszło
na pogodę...
Dzbany młodość dopijały,
w świat odbity, świat wspaniały
Wrysowałem swe odbicie
młode...