[I.]
Wiesz, ja nie jestem prawdziwy, trudno mnie zaszufladkować,
Trzeba z gównem wojować, skoro nie wiesz gdzie to schować,
Zaobrączkować, jak te wściekłe ryki nazwać,
Udało mi się nagrać, a została z tego miazga,
Nie pierdol mi o scenie, tworze który nie istnieje,
Raptem dwudziestoletnie dzieje ma rap, z czego się śmiejesz,
Niezależne produkcje na zależnych portalach,
Sponsoringi, cicho, będę rzygał, więc trzymam się z dala,
Mi też zarzucają parcie na kasę,
Kiedy nie mam zamiaru walczyć z binarnym napinaczem,
Każdy ma w życiu określoną liczbę głosek,
Wolę przelać je na papier, na track wylać własnym głosem,
Iść za ciosem, odpowiadać natychmiast na zarzuty,
Wizerunek w chuj zatruty, na złodzieju czapka gore,
Człowieku jest chore, kiedy wkładasz w dźwięki serce,
Potem w oczach innych jesteś kurwą co chce więcej,
I pierdolę wasze groźby na ekranie telefonu,
Jestem tu i kurwa, trudno, nie pretenduję do tronu,
MC będzie si, jak ci pierdolnę master,
To jest nobilitacja, z podniecenia dziś nie zasnę,
I produkcje własne, ja nawijam o tym samym,
Przecież nie wiem co to problem (...),
Zapomniałeś o jednym - żeby mieć dobre brzmienie,
Często skacze mi ciśnienie, gdy słyszę wasze pierdzenie,
Ej ty uliczny władco, postrachu kurwa piętra,
Jesteś taki twardy, rana cięta - szybko wymiękasz,
Nad Jezusem klękasz, autorytety przecież wierzą,
Już chuj z tym, że mną gardzisz jak używaną odzieżą,
I tak ciągle bredzą oponenci zamknięci w klatce,
Umysłowi indolenci, Kondolencje twojej matce składam,
I ciągle gadam i pierdolę konsekwencje,
Im więcej wrogów, tym zaciekawienie większe,
[II.]
No dalej jedź ze mną kurwa za mój brak autentyczności,
Połam mi wszystkie kości za zdradzone ideały,
Nie wyznaję kultu diabła to nie jestem doskonały,
Przecież jestem biały, a sram na wszystkie NS banały,
No to masz wachlarz cały tego, za co mnie dojechać,
Za co zajebać mi w ryj, z satysfakcją się uśmiechać,
Nie będę uciekać, nie jestem we wrogów imadle,
Sram też na Jahwe, no i argumenty żadne,
Nie trafiają tam Polacy, raczej wiesz, germanofile,
Słyszałem w życiu tyle, że już nie muszę się chwalić,
Ciągniesz z netu Reh Beherit, mnie to z góry na dół wali,
Kiedy ja to w uszach miałem, to wy byliście za mali,
Żeby matka mogła was wywalić z wnętrza swej macicy,
Netowi poganie z gigabajtami czarcich brzdęków,
Wiesz, jakoś nie czuję przed licealistą lęku,
Dzięki dźwięku, będę obnażał wasze słabe strony,
Mit jakiejkolwiek sceny został doszczętnie spalony,
Farmazony pierdoli jeden z drugim zakompleksiony,
Coś tu jebie w chuj, 38 stopni czarny strój,
Czujesz się lepszy od innych? Walisz jak dworcowy luj,
Zabieraj stąd swoje jebane Gontyna Kry,
Urodziłbyś się trochę wcześniej, to w rowie byś gnił,
Nie czcił reprezentantów SS, syczących żmij,
I prawą rączką machał gnoju, chuj ci na ryj,
Wstyd mi kurwa, że reprezentujesz ludzką rasę,
Opętany hałasem, z chorymi ideami,
I dobrze kurwa wiesz, że nie zostaniemy sami,
Z nami sami z rozumami nieskalanymi kłamstwami,
A Wy kłapcie dziobami, że chcecie mnie zajebać,
Tylko za to, że zdołałem napluć wam w ideologię,
Zakopać mnie pod ziemią byłoby najwygodniej,
Wiarygodnie brzmisz kurwo, jeszcze ty narobisz w spodnie ze strachu.
Wiesz, ja nie jestem prawdziwy, trudno mnie zaszufladkować,
Trzeba z gównem wojować, skoro nie wiesz gdzie to schować,
Zaobrączkować, jak te wściekłe ryki nazwać,
Udało mi się nagrać, a została z tego miazga,
Nie pierdol mi o scenie, tworze który nie istnieje,
Raptem dwudziestoletnie dzieje ma rap, z czego się śmiejesz,
Niezależne produkcje na zależnych portalach,
Sponsoringi, cicho, będę rzygał, więc trzymam się z dala,
Mi też zarzucają parcie na kasę,
Kiedy nie mam zamiaru walczyć z binarnym napinaczem,
Każdy ma w życiu określoną liczbę głosek,
Wolę przelać je na papier, na track wylać własnym głosem,
Iść za ciosem, odpowiadać natychmiast na zarzuty,
Wizerunek w chuj zatruty, na złodzieju czapka gore,
Człowieku jest chore, kiedy wkładasz w dźwięki serce,
Potem w oczach innych jesteś kurwą co chce więcej,
I pierdolę wasze groźby na ekranie telefonu,
Jestem tu i kurwa, trudno, nie pretenduję do tronu,
MC będzie si, jak ci pierdolnę master,
To jest nobilitacja, z podniecenia dziś nie zasnę,
I produkcje własne, ja nawijam o tym samym,
Przecież nie wiem co to problem (...),
Zapomniałeś o jednym - żeby mieć dobre brzmienie,
Często skacze mi ciśnienie, gdy słyszę wasze pierdzenie,
Ej ty uliczny władco, postrachu kurwa piętra,
Jesteś taki twardy, rana cięta - szybko wymiękasz,
Nad Jezusem klękasz, autorytety przecież wierzą,
Już chuj z tym, że mną gardzisz jak używaną odzieżą,
I tak ciągle bredzą oponenci zamknięci w klatce,
Umysłowi indolenci, Kondolencje twojej matce składam,
I ciągle gadam i pierdolę konsekwencje,
Im więcej wrogów, tym zaciekawienie większe,
[II.]
No dalej jedź ze mną kurwa za mój brak autentyczności,
Połam mi wszystkie kości za zdradzone ideały,
Nie wyznaję kultu diabła to nie jestem doskonały,
Przecież jestem biały, a sram na wszystkie NS banały,
No to masz wachlarz cały tego, za co mnie dojechać,
Za co zajebać mi w ryj, z satysfakcją się uśmiechać,
Nie będę uciekać, nie jestem we wrogów imadle,
Sram też na Jahwe, no i argumenty żadne,
Nie trafiają tam Polacy, raczej wiesz, germanofile,
Słyszałem w życiu tyle, że już nie muszę się chwalić,
Ciągniesz z netu Reh Beherit, mnie to z góry na dół wali,
Kiedy ja to w uszach miałem, to wy byliście za mali,
Żeby matka mogła was wywalić z wnętrza swej macicy,
Netowi poganie z gigabajtami czarcich brzdęków,
Wiesz, jakoś nie czuję przed licealistą lęku,
Dzięki dźwięku, będę obnażał wasze słabe strony,
Mit jakiejkolwiek sceny został doszczętnie spalony,
Farmazony pierdoli jeden z drugim zakompleksiony,
Coś tu jebie w chuj, 38 stopni czarny strój,
Czujesz się lepszy od innych? Walisz jak dworcowy luj,
Zabieraj stąd swoje jebane Gontyna Kry,
Urodziłbyś się trochę wcześniej, to w rowie byś gnił,
Nie czcił reprezentantów SS, syczących żmij,
I prawą rączką machał gnoju, chuj ci na ryj,
Wstyd mi kurwa, że reprezentujesz ludzką rasę,
Opętany hałasem, z chorymi ideami,
I dobrze kurwa wiesz, że nie zostaniemy sami,
Z nami sami z rozumami nieskalanymi kłamstwami,
A Wy kłapcie dziobami, że chcecie mnie zajebać,
Tylko za to, że zdołałem napluć wam w ideologię,
Zakopać mnie pod ziemią byłoby najwygodniej,
Wiarygodnie brzmisz kurwo, jeszcze ty narobisz w spodnie ze strachu.