Im się kończą urlopy w Warnie,
Tobie kończy się urlop dziekański
I już myślisz, że skończysz marnie,
I już skamlesz jak pies bezpański:
Że typ z brzuchem i twoja dziewczyna,
Że dzień jasny i noce ciemne,
Ze to wszystko nie twoja wina...
Przyjacielu, skończ tę nowennę!
I po prostu wyjedź w Bieszczady,
Tak jak rano jedzie się do biura!
Pluń na bajki, pluń na ballady,
Tylko męska literatura!
Tam są męskie sprawy, męskie bazy,
Z nadbudową kłopotów najmniejszych!
Nie daj sobie powtarzać dwa razy,
Nie bądź taki niedzisiejszy!
I z gitarą jak Michotek w polski Teksas rusz,
Z pojedynki wilkom strzelać w paszcze,
Po przygodę, po urodę życia pośród leśnych głusz,
Tam, gdzie życie nikogo nie hłaszcze!
Bo nie tylko w kinie są suspensy,
Więc gdy na zmartwienia nie ma rady,
Zamiast dzień stracony gonić, zamiast ronić łzy spod rzęsy -
Po prostu wyjedźcie w Bieszczady!
Tobie kończy się urlop w Warnie,
Im się kończą urlopy dziekańskie
I znów wszystko układa się marnie,
I znów skamlesz jak pies bezpański:
Że samochód nie pasuje ci do spinek,
Że dzień jasny i noce ciemne,
Ze to wszystko nie twoja wina...
Przyjacielu, skończ tę nowennę!
I po prostu wyjedź w Bieszczady,
Tak jak rano jedzie się do biura!
Pluń na bajki, pluń na ballady,
Tylko męska literatura!
Tam są męskie sprawy, męskie bazy,
Z nadbudową kłopotów najmniejszych!
Nie daj sobie powtarzać dwa razy,
Nie bądź taki niedzisiejszy!
I z gitarą jak Michotek w polski Teksas rusz,
Z pojedynki wilkom strzelać w paszcze,
Po przygodę, po urodę życia pośród leśnych głusz,
Tam, gdzie życie nikogo nie hłaszcze!
Bo nie tylko w kinie są suspensy,
Więc gdy na zmartwienia nie ma rady,
Zamiast dzień stracony gonić, zamiast ronić łzy spod rzęsy -
Po prostu wyjedźcie w Bieszczady!
Tobie kończy się urlop dziekański
I już myślisz, że skończysz marnie,
I już skamlesz jak pies bezpański:
Że typ z brzuchem i twoja dziewczyna,
Że dzień jasny i noce ciemne,
Ze to wszystko nie twoja wina...
Przyjacielu, skończ tę nowennę!
I po prostu wyjedź w Bieszczady,
Tak jak rano jedzie się do biura!
Pluń na bajki, pluń na ballady,
Tylko męska literatura!
Tam są męskie sprawy, męskie bazy,
Z nadbudową kłopotów najmniejszych!
Nie daj sobie powtarzać dwa razy,
Nie bądź taki niedzisiejszy!
I z gitarą jak Michotek w polski Teksas rusz,
Z pojedynki wilkom strzelać w paszcze,
Po przygodę, po urodę życia pośród leśnych głusz,
Tam, gdzie życie nikogo nie hłaszcze!
Bo nie tylko w kinie są suspensy,
Więc gdy na zmartwienia nie ma rady,
Zamiast dzień stracony gonić, zamiast ronić łzy spod rzęsy -
Po prostu wyjedźcie w Bieszczady!
Tobie kończy się urlop w Warnie,
Im się kończą urlopy dziekańskie
I znów wszystko układa się marnie,
I znów skamlesz jak pies bezpański:
Że samochód nie pasuje ci do spinek,
Że dzień jasny i noce ciemne,
Ze to wszystko nie twoja wina...
Przyjacielu, skończ tę nowennę!
I po prostu wyjedź w Bieszczady,
Tak jak rano jedzie się do biura!
Pluń na bajki, pluń na ballady,
Tylko męska literatura!
Tam są męskie sprawy, męskie bazy,
Z nadbudową kłopotów najmniejszych!
Nie daj sobie powtarzać dwa razy,
Nie bądź taki niedzisiejszy!
I z gitarą jak Michotek w polski Teksas rusz,
Z pojedynki wilkom strzelać w paszcze,
Po przygodę, po urodę życia pośród leśnych głusz,
Tam, gdzie życie nikogo nie hłaszcze!
Bo nie tylko w kinie są suspensy,
Więc gdy na zmartwienia nie ma rady,
Zamiast dzień stracony gonić, zamiast ronić łzy spod rzęsy -
Po prostu wyjedźcie w Bieszczady!