Jak Molesta obniżam próg tolerancji
Dziś wielu gamoni chce się wbić do naszej branży
Niejeden sapie, bo ja zarabiam na rapie
A im często życie wręcza lewy papier
Brak pomysłów na to, co w życiu robić
Jak długo można o biura szlifować chodnik
Pan w gajerze płacze nad swoim losem
Podły świat go zdusił i podstępnie sprzedał kosę
Zmęczony wszystkim dalej szuka swojej szansy
Bo musi walczyć o te słupki w bilansie
Gubi ostrość, rozum zawiesza na kołku
A cel chce osiągnąć w najgorszy sposób
My idealiści z własnymi marzeniami
Wy roboty systemu często przegrani
To dwa różne światy istniejące obok siebie
Więc nie wchodź w ten, który nie jest dla ciebie
Ty po robocie parkujesz na Foksal
Jak chcesz zbajerzyć dupę to wrzucasz jej dropsa
Ja na ustawkę podjeżdżam osiemnastką
Ruda z Colą, s***er przez miasto
Hajs i wolność z takim przybyłeś zamysłem
Przegapiłeś moment, gdy cię porwał system
I przeklinasz to miasto, te ulice
Ja na tych ulicach co roku palę znicze
Ty inaczej rozumiesz słowo sukces
Sypiesz dziwkom kreski na l***rze
Dzielisz to kartą najlepszą z kilku
A one chwalą twój garnitur, co?
Jestem pewien, to jest nasze miejsce
Gonię marzenia i zaniedbuję resztę
Nagiąć umysł, dać z siebie jak najwięcej
Nagrać rap, wziąć córkę na ręce
Czujesz to pod skórą na wyczucie
Co jest rapem a co pop-kulturą
My już czyści nie wiesz o czym mówię
To delikatny temat, kto powiela schemat a kto coś umie
Panu ładny na bankiecie w towarzystwie
Takich jak my chałturników z nazwiskiem
Nie w takich miejscach mieszka kreatywność
Jednak Erato z krzykiem stamtąd dawno uciekła
My? łobuziaki, którym Bóg dał wrażliwość
Wy? oportuniści, którym los dał możliwość
Nie każdy pomysł na siebie jest mądry
Nie każdy rap, który się sprzedał jest dobry
k**aj muzyka miasta w jego światłach dojrzewa
Bez świateł mediów i tak wielu ją wybiera
O własnych siłach zaczynaliśmy od zera
Przystaw ucho do ulicy usłyszysz nas jeszcze nieraz
Dziś wielu gamoni chce się wbić do naszej branży
Niejeden sapie, bo ja zarabiam na rapie
A im często życie wręcza lewy papier
Brak pomysłów na to, co w życiu robić
Jak długo można o biura szlifować chodnik
Pan w gajerze płacze nad swoim losem
Podły świat go zdusił i podstępnie sprzedał kosę
Zmęczony wszystkim dalej szuka swojej szansy
Bo musi walczyć o te słupki w bilansie
Gubi ostrość, rozum zawiesza na kołku
A cel chce osiągnąć w najgorszy sposób
My idealiści z własnymi marzeniami
Wy roboty systemu często przegrani
To dwa różne światy istniejące obok siebie
Więc nie wchodź w ten, który nie jest dla ciebie
Ty po robocie parkujesz na Foksal
Jak chcesz zbajerzyć dupę to wrzucasz jej dropsa
Ja na ustawkę podjeżdżam osiemnastką
Ruda z Colą, s***er przez miasto
Hajs i wolność z takim przybyłeś zamysłem
Przegapiłeś moment, gdy cię porwał system
I przeklinasz to miasto, te ulice
Ja na tych ulicach co roku palę znicze
Ty inaczej rozumiesz słowo sukces
Sypiesz dziwkom kreski na l***rze
Dzielisz to kartą najlepszą z kilku
A one chwalą twój garnitur, co?
Jestem pewien, to jest nasze miejsce
Gonię marzenia i zaniedbuję resztę
Nagiąć umysł, dać z siebie jak najwięcej
Nagrać rap, wziąć córkę na ręce
Czujesz to pod skórą na wyczucie
Co jest rapem a co pop-kulturą
My już czyści nie wiesz o czym mówię
To delikatny temat, kto powiela schemat a kto coś umie
Panu ładny na bankiecie w towarzystwie
Takich jak my chałturników z nazwiskiem
Nie w takich miejscach mieszka kreatywność
Jednak Erato z krzykiem stamtąd dawno uciekła
My? łobuziaki, którym Bóg dał wrażliwość
Wy? oportuniści, którym los dał możliwość
Nie każdy pomysł na siebie jest mądry
Nie każdy rap, który się sprzedał jest dobry
k**aj muzyka miasta w jego światłach dojrzewa
Bez świateł mediów i tak wielu ją wybiera
O własnych siłach zaczynaliśmy od zera
Przystaw ucho do ulicy usłyszysz nas jeszcze nieraz