Jest ich kilku, zaledwie garstka pośród tłumu
Bo nie raz nie wystarczy wśród szumu spić się z kimś na umów
Przyjęcia, wszyscy w fazie wzięcia w objęciach
To chwile aż przyniosą profity do pocięcia
Otwarcia, gwardia do przecięcia wstążki
Wódka dla zatarcia śladów walki o pieniążki
Ja nie błyszczę jak radny stojąc przed burmistrzem
Dla bliskiej rzeszy Liber nie jest bożyszczem
Oni nie piszczą, nie piszczą, nie muszą piszczeć
Szum ucichnie, źródełko wyschnie, kurestwo zniknie
Zostaną tylko nasi ludzie (nasi ludzie)
W robocie, w pocie, w trudzie
W barze przy browarze i przy wódzie
Zawsze jakoś pójdzie, nędza, hajs, cisza, hałas
Jeden trzy to obojętność, dwa i cztery chwała
Bądź dla wszystkich wporzo, a jak sępy mnożą się pseudo-fani
Z stadami krążą ponad nami
Bądź dobry jak Samarytanin i w ryj cię kopną
Z miną słodką będziesz płotką
Złowią cię, oskrobią cię i potną
Wytną serce i w panierce
Będziesz głównym daniem na tej wyżerce i nic więcej
I tylko szum
Szum, szum (szum) szum
Wielki szum
Szum (szum, szum)
I tylko szum
Szum (szum, szum)
Stoisz w środku pętli tych co mają mętlik
Wybrali, sprzedali kutry, schowali wędki
Zwiędli, zawiedli, zbledli, zbiegli, zeszli z tropu
Napięcie rośnie gdy wzrasta opór
Wzrok się wtapia w sufit, skupić się jest co raz ciężej
Łatwiej jest się upić i zgubić oręże
Żyć bez nadwyrężeń, bez wysiłku umysłu
I mieć dni to jak ten sen co ci się nawet nie śni
Ten sen gdzie artysta pisał swoje pieśni
W tle szeleścił niejeden głos niewieści
Lał atrament na usta niechętnych fanek
Dzięki za materac, za studencki apartament
Zawsze dzielny marszem ku teatralce
Po nocnej walce rano zrzuta na chleb, w eter marsze
Życie normal, ten sam format zrozum
Po prostu nie wierz w pozór, wspólnicy mego losu
Uczy się łowienia ich słów, by znów był zdrów dzionek
Wśród zakłóceń i komend, ze złym tonem wymówione
Psują odbiór, znikają dzień po dniu, tydzień po tygodniu
Jak tłum przechodniów co chodnikami stąpa
Ogląda wystawy potem wsiąka, dzisiaj ekran, radio
Wielka czcionka na plakatach, masa pochlebców
Co uciekną w razie gdyby rap się zepsuł, gdyby rap się zepsuł
I tylko szum
Szum, szum (szum) szum
Wielki szum
Szum (szum, szum)
I tylko szum
Szum (szum, szum)
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
Bo nie raz nie wystarczy wśród szumu spić się z kimś na umów
Przyjęcia, wszyscy w fazie wzięcia w objęciach
To chwile aż przyniosą profity do pocięcia
Otwarcia, gwardia do przecięcia wstążki
Wódka dla zatarcia śladów walki o pieniążki
Ja nie błyszczę jak radny stojąc przed burmistrzem
Dla bliskiej rzeszy Liber nie jest bożyszczem
Oni nie piszczą, nie piszczą, nie muszą piszczeć
Szum ucichnie, źródełko wyschnie, kurestwo zniknie
Zostaną tylko nasi ludzie (nasi ludzie)
W robocie, w pocie, w trudzie
W barze przy browarze i przy wódzie
Zawsze jakoś pójdzie, nędza, hajs, cisza, hałas
Jeden trzy to obojętność, dwa i cztery chwała
Bądź dla wszystkich wporzo, a jak sępy mnożą się pseudo-fani
Z stadami krążą ponad nami
Bądź dobry jak Samarytanin i w ryj cię kopną
Z miną słodką będziesz płotką
Złowią cię, oskrobią cię i potną
Wytną serce i w panierce
Będziesz głównym daniem na tej wyżerce i nic więcej
I tylko szum
Szum, szum (szum) szum
Wielki szum
Szum (szum, szum)
I tylko szum
Szum (szum, szum)
Stoisz w środku pętli tych co mają mętlik
Wybrali, sprzedali kutry, schowali wędki
Zwiędli, zawiedli, zbledli, zbiegli, zeszli z tropu
Napięcie rośnie gdy wzrasta opór
Wzrok się wtapia w sufit, skupić się jest co raz ciężej
Łatwiej jest się upić i zgubić oręże
Żyć bez nadwyrężeń, bez wysiłku umysłu
I mieć dni to jak ten sen co ci się nawet nie śni
Ten sen gdzie artysta pisał swoje pieśni
W tle szeleścił niejeden głos niewieści
Lał atrament na usta niechętnych fanek
Dzięki za materac, za studencki apartament
Zawsze dzielny marszem ku teatralce
Po nocnej walce rano zrzuta na chleb, w eter marsze
Życie normal, ten sam format zrozum
Po prostu nie wierz w pozór, wspólnicy mego losu
Uczy się łowienia ich słów, by znów był zdrów dzionek
Wśród zakłóceń i komend, ze złym tonem wymówione
Psują odbiór, znikają dzień po dniu, tydzień po tygodniu
Jak tłum przechodniów co chodnikami stąpa
Ogląda wystawy potem wsiąka, dzisiaj ekran, radio
Wielka czcionka na plakatach, masa pochlebców
Co uciekną w razie gdyby rap się zepsuł, gdyby rap się zepsuł
I tylko szum
Szum, szum (szum) szum
Wielki szum
Szum (szum, szum)
I tylko szum
Szum (szum, szum)
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach
W przyjaźni zdarza się falstart
Tych prawdziwych policzę na palcach