Była mi aniołem,
tłem dnia i mgłą snów.
Rano i wieczorem,
wciąż krążyła mi nad głową.
Ubrana w lekkie Nic,
znikała skoro świt...
Zawsze trochę obok,
gdzieś, na dotyk myśli...
Była mi uśmiechem...
Wszystkim tym, co chciałem mieć.
Może była grzechem?
Nie wiem sam,
choć grzech się przyśnił...
Tańczyła z światłem gwiazd,
wiedziała co, i jak...
Wszystkie moje myśli
były z nią, by, jak puch,
nagle rozwiał sie jej cud!
I chyba nikt jej nie mógł mieć,
bo była tylko snem.
Dopóki chciałem wierzyć w nią,
zjawiała się co noc.
Chyba kochałem ją...
Ubrana w lekkie Nic,
znikała skoro świt...
Zawsze trochę obok
Gdzieś, na dotyk myśli...
tłem dnia i mgłą snów.
Rano i wieczorem,
wciąż krążyła mi nad głową.
Ubrana w lekkie Nic,
znikała skoro świt...
Zawsze trochę obok,
gdzieś, na dotyk myśli...
Była mi uśmiechem...
Wszystkim tym, co chciałem mieć.
Może była grzechem?
Nie wiem sam,
choć grzech się przyśnił...
Tańczyła z światłem gwiazd,
wiedziała co, i jak...
Wszystkie moje myśli
były z nią, by, jak puch,
nagle rozwiał sie jej cud!
I chyba nikt jej nie mógł mieć,
bo była tylko snem.
Dopóki chciałem wierzyć w nią,
zjawiała się co noc.
Chyba kochałem ją...
Ubrana w lekkie Nic,
znikała skoro świt...
Zawsze trochę obok
Gdzieś, na dotyk myśli...