A ona cicha jak zmierzchanie.
Snuje się wiotko przez pokoje.
Wargi różowe ma, wilgotne.
Jej twarz pochłania całe światło.
Hiszpańskie włosy, oczy szklane.
A ciało to bułeczka ciepła.
Czasami uśmiech mi przesyła,
a wtedy staje w biegu serce.
Jest niepozorna, jakby wcale.
Wypełnia pustkę jednocześnie.
Przyzwać ją można jak wspomnienie,
dobre wspomnienie, dobrych dni.
Potem zapomnieć, potem schować,
by móc wydobyć w każdej chwili.
Jak dobry wiersz, który jest w książce,
w mojej biblioteczce.
A nocą znów zasłania się snem,
jest niewidoczna, aż do dnia.
Ale dzień wstaje, ona z nim.
I jest w nim, aż do nocy znów.
W mych snach jej nie ma.
Czemu, nie wiem.
Może dlatego nie chce być,
by nie przeszkadzać. Cicha tak.
Snuje się wiotko przez pokoje.
Wargi różowe ma, wilgotne.
Jej twarz pochłania całe światło.
Hiszpańskie włosy, oczy szklane.
A ciało to bułeczka ciepła.
Czasami uśmiech mi przesyła,
a wtedy staje w biegu serce.
Jest niepozorna, jakby wcale.
Wypełnia pustkę jednocześnie.
Przyzwać ją można jak wspomnienie,
dobre wspomnienie, dobrych dni.
Potem zapomnieć, potem schować,
by móc wydobyć w każdej chwili.
Jak dobry wiersz, który jest w książce,
w mojej biblioteczce.
A nocą znów zasłania się snem,
jest niewidoczna, aż do dnia.
Ale dzień wstaje, ona z nim.
I jest w nim, aż do nocy znów.
W mych snach jej nie ma.
Czemu, nie wiem.
Może dlatego nie chce być,
by nie przeszkadzać. Cicha tak.