Przystrojona Słońcem.
Zdobiona Księżycem.
Pośród czterech wzgórzy -
co roku w podróży.
Wiosną - Pani życia.
Zimą - Śmierci tchnienie.
Jesień - czas drzew martwych.
Latem - złota mgnienie.
Któż Cię wysłał, Pani?
Jakież wieści niesiesz?
Drogą wciąż tą samą
przemierzając wieki.
Od bezkresu czasu -
aż po czasu bezkres.
Z tajemnym uśmiechem
przekraczając kręgi.
Świt gdzieś za mną został,
dzień przede mną zmierzchał.
Tam ja czekać będę,
spocznij choć na chwilę.
Znam już drogi twoje,
Mokoszą wyśnione.
Bez początku, końca,
wśród Księżyca, Słońca
Niczego nie szukam,
nigdzie już nie zmierzam.
Tam gdzie dotrę znajdę
co z sobą zabiorę.
Przystrojoną Słońcem...
Zdobioną Księżycem...
Poślubię dziś aby
każdej zimy, wiosny -
wędrować bez końca...
Tyś pełna księżyca
i tak pełna słońca
Wędrować bez końca...
Tyś pełna księżyca
i tak pełna słońca
Wędrować bez końca...
Bez końca...
Zdobiona Księżycem.
Pośród czterech wzgórzy -
co roku w podróży.
Wiosną - Pani życia.
Zimą - Śmierci tchnienie.
Jesień - czas drzew martwych.
Latem - złota mgnienie.
Któż Cię wysłał, Pani?
Jakież wieści niesiesz?
Drogą wciąż tą samą
przemierzając wieki.
Od bezkresu czasu -
aż po czasu bezkres.
Z tajemnym uśmiechem
przekraczając kręgi.
Świt gdzieś za mną został,
dzień przede mną zmierzchał.
Tam ja czekać będę,
spocznij choć na chwilę.
Znam już drogi twoje,
Mokoszą wyśnione.
Bez początku, końca,
wśród Księżyca, Słońca
Niczego nie szukam,
nigdzie już nie zmierzam.
Tam gdzie dotrę znajdę
co z sobą zabiorę.
Przystrojoną Słońcem...
Zdobioną Księżycem...
Poślubię dziś aby
każdej zimy, wiosny -
wędrować bez końca...
Tyś pełna księżyca
i tak pełna słońca
Wędrować bez końca...
Tyś pełna księżyca
i tak pełna słońca
Wędrować bez końca...
Bez końca...