Co wiem o rapie? Wiem, że jest moją biblioteką myśli, myślnik
Powiedziałaś mi w pokoju z naszych myśli, widzisz go
Widzę wieżę na płyty i wierzę w każde CD
Tam zrozumiałem miłość do muzyki, w tym pokoju cisza
To jest movement, Iza
Muszę przyznać, że wspominam, bo wspomnienia pozwalają wytrwać
To zostało w żyłach, smak dzieciństwa
Czas przemija, a klimat jest jak klasyka - nieśmiertelny
Biegnę ulicą z kwiatem w dłoni, w blasku nocy
To nie Paryż, ale mamy wolne głowy
To, co liczyło się tam, to Matka Ziemia, rap na kasetach
Czas nie miał miejsca, byliśmy w wiecznych przestrzeniach
To jak klisze i ciemnia milczenia, pełnia
Pełna równowaga, która pozwala nam przetrwać, jedna kreska
Wspólny mianownik, nie porzućmy tych snów
The revolution is coming soon, jeden Bóg
To jeden Bóg, jeden rap, jedna miłość
Jeden raz razy jeden wszechświat
To równanie na szczęście dla ciebie, licz na siebie i na mnie
Na szczęście czarne chmury przegonimy razem
To jeden Bóg, jeden rap, jedna miłość
Jeden raz razy jeden wszechświat
To równanie na szczęście dla ciebie, licz na siebie i na mnie
Na szczęście czarne chmury przegonimy razem
Lato było trochę inne jak [?]
Te słodkie grzeszki słońce przetopiło w księżyc
Wkładaliśmy czereśnie w papier
I jesz szybko albo nie jesz wcale, znowu frytki, dajesz talerz
Aleksy z darem, kurde, wielki facet
Czasem patrzę się na niego jak w obrazek, każdym razem inaczej
Król huśtawek, nasz szef piaskownicy, „Tato
Przecież mogę być teraz trochę dziecinny"
Myliłem ród z manówą, trudno, ej, szczerze
Mam bit, którego, Iza, nie znasz? Nie wierzę
Widzę ciebie w muszlach, rap - moja czarna perła
Dusza z nieba, która zasmakowała szczęścia
Jego się nie pozbywaj, to wieczna pętla, trzymaj
Ją jedną ręką, jestem tuż obok, wieczny pisarz
Muszę pisać, bo zbyt dużo mam na myśli
Jeszcze jedno - musisz wiedzieć, że mam brzemię wizji
„To sen" - powtarzałem sobie w głowie budząc się
Śpię? Nie, odczuwam straszny lęk
Sparaliżowane ciało, płytki oddech
Bagatelizowałem jasność czcząc teorię
Uwięziony jak Hawking, mój wątły nośnik
I wyłączone neurony, cały mokry
Słyszę głosy, cień zza zasłony
A na ścianie płonął wielki krzyż, chciałem wyć
I usłyszałem „milcz"
Powierzono ci wielką misję, żyjesz
Póki nie przekażesz tych linijek w imię Pana
Weźcie Biblię, światła i wypijcie z jego Graala
To jest nakaz, wyprzyjcie się Szatana
On jest realny, straszny, nie chcesz go zobaczyć
Nie chcesz personifikacji deformacji - diabła
Chrystus umarł za nas, a świat go zdradza, biada
Wam biada, astralna armia będzie karać
Bracie, nawracaj się, siostro, nawracaj teraz
To nie przypadek, myślisz, że jak powstał „Seans"?
Czemu Medium, czemu mówię to świadomie? Powiem
Któregoś dnia w oknie rozmawiałem z Bogiem
Wtedy go nie pojąłem, teraz jest moment, by was ostrzec
Bądź gotów, nie czekaj na koniec
Nie znamy dnia ani godziny, czas jest bliski
Weź różaniec i błagaj Matkę o łaskę
A gdybyś nagle ujrzał tu ciało astralne
Światło nagie o kształcie, który porazi ci jaźnie
Przerośnie twą świadomość i zawiśnie tak przed tobą
Rozwijając zwój oskarżeń, milczy mową
Dławisz się językiem, wkładasz palce w oczodoły
Anioł, gniew rozpocznie od przemowy
Pluje żółcią, półmrok, wbijasz paznokcie w policzki
Płynie krwawa wilgoć, a on czyta wyrok
Jestem Medium, zapisano moje imię wieki temu
Wierny temu, który stworzył mnie ku swemu dziełu
Jestem wizjonerem, jasnowidzem, księdzem, wszędzie wszedłem
A wejdę jeszcze głębiej w ciebie, wiedz, że nie mam wiedzy
Jestem władcą wiedzy, syn tej ziemi, niebezpieczny mózg, b**, b**
To puls tej planety, czytam was jak księgę, to cierpienie wieczne numer jeden
To zbawienie, reszta jest tylko momentem, jesteś pyłem
Pyłem jesteś we wszechświecie, cofnę czas jak planetę
Ojciec cofnie dźwiękiem prom, bo to on zajmie najwyższy tron
Rozpocznie rząd, który zapewni nam wieczność teraz
Zwizualizuje ci, jak wygląda piekło
Nigdy nie staniesz się materią, będziesz cierpiał wieczny terror
Ciemność tą nieskończoną męką, wiedz to
Nie możesz czekać, nie podpisuj się na plecach w grzecach
Zrób to, nabij pióro i podpisuj pakt ze sługą
Powiedziałaś mi w pokoju z naszych myśli, widzisz go
Widzę wieżę na płyty i wierzę w każde CD
Tam zrozumiałem miłość do muzyki, w tym pokoju cisza
To jest movement, Iza
Muszę przyznać, że wspominam, bo wspomnienia pozwalają wytrwać
To zostało w żyłach, smak dzieciństwa
Czas przemija, a klimat jest jak klasyka - nieśmiertelny
Biegnę ulicą z kwiatem w dłoni, w blasku nocy
To nie Paryż, ale mamy wolne głowy
To, co liczyło się tam, to Matka Ziemia, rap na kasetach
Czas nie miał miejsca, byliśmy w wiecznych przestrzeniach
To jak klisze i ciemnia milczenia, pełnia
Pełna równowaga, która pozwala nam przetrwać, jedna kreska
Wspólny mianownik, nie porzućmy tych snów
The revolution is coming soon, jeden Bóg
To jeden Bóg, jeden rap, jedna miłość
Jeden raz razy jeden wszechświat
To równanie na szczęście dla ciebie, licz na siebie i na mnie
Na szczęście czarne chmury przegonimy razem
To jeden Bóg, jeden rap, jedna miłość
Jeden raz razy jeden wszechświat
To równanie na szczęście dla ciebie, licz na siebie i na mnie
Na szczęście czarne chmury przegonimy razem
Lato było trochę inne jak [?]
Te słodkie grzeszki słońce przetopiło w księżyc
Wkładaliśmy czereśnie w papier
I jesz szybko albo nie jesz wcale, znowu frytki, dajesz talerz
Aleksy z darem, kurde, wielki facet
Czasem patrzę się na niego jak w obrazek, każdym razem inaczej
Król huśtawek, nasz szef piaskownicy, „Tato
Przecież mogę być teraz trochę dziecinny"
Myliłem ród z manówą, trudno, ej, szczerze
Mam bit, którego, Iza, nie znasz? Nie wierzę
Widzę ciebie w muszlach, rap - moja czarna perła
Dusza z nieba, która zasmakowała szczęścia
Jego się nie pozbywaj, to wieczna pętla, trzymaj
Ją jedną ręką, jestem tuż obok, wieczny pisarz
Muszę pisać, bo zbyt dużo mam na myśli
Jeszcze jedno - musisz wiedzieć, że mam brzemię wizji
„To sen" - powtarzałem sobie w głowie budząc się
Śpię? Nie, odczuwam straszny lęk
Sparaliżowane ciało, płytki oddech
Bagatelizowałem jasność czcząc teorię
Uwięziony jak Hawking, mój wątły nośnik
I wyłączone neurony, cały mokry
Słyszę głosy, cień zza zasłony
A na ścianie płonął wielki krzyż, chciałem wyć
I usłyszałem „milcz"
Powierzono ci wielką misję, żyjesz
Póki nie przekażesz tych linijek w imię Pana
Weźcie Biblię, światła i wypijcie z jego Graala
To jest nakaz, wyprzyjcie się Szatana
On jest realny, straszny, nie chcesz go zobaczyć
Nie chcesz personifikacji deformacji - diabła
Chrystus umarł za nas, a świat go zdradza, biada
Wam biada, astralna armia będzie karać
Bracie, nawracaj się, siostro, nawracaj teraz
To nie przypadek, myślisz, że jak powstał „Seans"?
Czemu Medium, czemu mówię to świadomie? Powiem
Któregoś dnia w oknie rozmawiałem z Bogiem
Wtedy go nie pojąłem, teraz jest moment, by was ostrzec
Bądź gotów, nie czekaj na koniec
Nie znamy dnia ani godziny, czas jest bliski
Weź różaniec i błagaj Matkę o łaskę
A gdybyś nagle ujrzał tu ciało astralne
Światło nagie o kształcie, który porazi ci jaźnie
Przerośnie twą świadomość i zawiśnie tak przed tobą
Rozwijając zwój oskarżeń, milczy mową
Dławisz się językiem, wkładasz palce w oczodoły
Anioł, gniew rozpocznie od przemowy
Pluje żółcią, półmrok, wbijasz paznokcie w policzki
Płynie krwawa wilgoć, a on czyta wyrok
Jestem Medium, zapisano moje imię wieki temu
Wierny temu, który stworzył mnie ku swemu dziełu
Jestem wizjonerem, jasnowidzem, księdzem, wszędzie wszedłem
A wejdę jeszcze głębiej w ciebie, wiedz, że nie mam wiedzy
Jestem władcą wiedzy, syn tej ziemi, niebezpieczny mózg, b**, b**
To puls tej planety, czytam was jak księgę, to cierpienie wieczne numer jeden
To zbawienie, reszta jest tylko momentem, jesteś pyłem
Pyłem jesteś we wszechświecie, cofnę czas jak planetę
Ojciec cofnie dźwiękiem prom, bo to on zajmie najwyższy tron
Rozpocznie rząd, który zapewni nam wieczność teraz
Zwizualizuje ci, jak wygląda piekło
Nigdy nie staniesz się materią, będziesz cierpiał wieczny terror
Ciemność tą nieskończoną męką, wiedz to
Nie możesz czekać, nie podpisuj się na plecach w grzecach
Zrób to, nabij pióro i podpisuj pakt ze sługą