słowa : Tadeusz Nowak
Spił się mój anioł, leży obok
I trawa milczkiem go zarasta.
Z pszennego pola rośnie obłok
Na drożdżach makowego ciasta.
Spił się i anielskością całą
W wiosenną łąkę runął nagle.
Teraz podnoście mgielne ciało
Wiatraczne śmigi, leśne żagle.
Podnoście, kładźcie w dzwon łąkowy
I pójcie mlekiem z ziół scedzonym,
Gdy anyż bije mu do głowy,
I biją pokłon nieboskłony.
Spił się wytarzał w końskim łajnie,
Że tylko kłaść go psio pod skibę.
Wpiły się drogi weń rozstajne.
Na jego oczy gawron dybie.
Spił się i nie chce wejść na powrót,
W anielskość we mnie nie zgojoną.
Zaniosłem go na plecach do wrót,
Wyrzuciłem w gnojne wozu dzwono.
I zaprzysięgając chabecinę,
Wywiozłem w pola nieobeszłe,
Gdzie go wydziobią ptaki inne
I inne go dojedzą deszcze.
Spił się mój anioł, leży obok
I trawa milczkiem go zarasta.
Z pszennego pola rośnie obłok
Na drożdżach makowego ciasta.
Spił się i anielskością całą
W wiosenną łąkę runął nagle.
Teraz podnoście mgielne ciało
Wiatraczne śmigi, leśne żagle.
Podnoście, kładźcie w dzwon łąkowy
I pójcie mlekiem z ziół scedzonym,
Gdy anyż bije mu do głowy,
I biją pokłon nieboskłony.
Spił się wytarzał w końskim łajnie,
Że tylko kłaść go psio pod skibę.
Wpiły się drogi weń rozstajne.
Na jego oczy gawron dybie.
Spił się i nie chce wejść na powrót,
W anielskość we mnie nie zgojoną.
Zaniosłem go na plecach do wrót,
Wyrzuciłem w gnojne wozu dzwono.
I zaprzysięgając chabecinę,
Wywiozłem w pola nieobeszłe,
Gdzie go wydziobią ptaki inne
I inne go dojedzą deszcze.