Po raz kolejny wyjeżdżam, bo nie ma dla mnie w kraju,
Wolnego miejsca częściej niż w tramwaju,
Czuję, że tracę coś, gdy po śniadaniu,
Stawiam stopy znów na tym samym skrzyżowaniu,
Widzę bloki, jedne dziewczyny tam od rana,
Zdzierają sobie łokcie, inne kolana,
Mijam te same twarze chłopaków w bramach,
Szare, jak ten trzydziestoletni tynk na ścianach,
Wchodzę do mieszkania, które choć jest moje,
Od jej śmierci raczej rzadko nazywam domem,
Po raz kolejny jem zimny obiad przy stole,
Którego nie dotykają już jej miękkie dłonie,
Muszę wziąć co moje i pójść choć może
W miejscu do którego zmierzam będzie jeszcze gorzej,
Ty zostaw wszystko i przyjdź na dworzec,
Ale nie proś abym został, bo muszę odejść.
Po raz kolejny wyjeżdżam, bo choć to miasto
Ma milion ulic mi jest wciąż w nim ciasno,
Jadę, żeby nie patrzeć już w oczy nikomu
Kogo znam, bo jest w nim pusto jak w moim domu.
Po raz kolejny wracam, bo chyba mam to szczęście,
Że są ulice za którymi dalej tęsknie,
Kilka pustych przystanków i jeszcze więcej,
Skrzyżowanie, o którym było w czwartym wersie,
To to miejsce odbite w kilku parach źrenic,
Które wierzą, że ich życie kiedyś się zmieni,
Kilka zmęczonych twarzy pełnych nadziei,
Że znów znajdą miłość pośród pyłu i kamieni,
To moje pięćdziesiąt cztery metry pełne wspomnień,
Oczy siostry w których wciąż widzę ten sam płomień,
Cztery ściany, które nadal mówią do mnie
I jak mokre oczy ojca znają moją historię,
Ja wracam po wojnie z samym sobą,
Może gdy będę w końcu w domu znów coś stworzę,
Dziś wracam do Ciebie i już jestem w drodze,
Więc zostaw wszystko i przyjdź na dworzec.
Po raz kolejny wracam, bo wciąż to miasto
Kryje tajemnice, które nie dają mi zasnąć,
Jadę, żeby popatrzeć w oczy ludziom przez chwilę,
Wracam do domu, który chroni moją rodzinę.
Wolnego miejsca częściej niż w tramwaju,
Czuję, że tracę coś, gdy po śniadaniu,
Stawiam stopy znów na tym samym skrzyżowaniu,
Widzę bloki, jedne dziewczyny tam od rana,
Zdzierają sobie łokcie, inne kolana,
Mijam te same twarze chłopaków w bramach,
Szare, jak ten trzydziestoletni tynk na ścianach,
Wchodzę do mieszkania, które choć jest moje,
Od jej śmierci raczej rzadko nazywam domem,
Po raz kolejny jem zimny obiad przy stole,
Którego nie dotykają już jej miękkie dłonie,
Muszę wziąć co moje i pójść choć może
W miejscu do którego zmierzam będzie jeszcze gorzej,
Ty zostaw wszystko i przyjdź na dworzec,
Ale nie proś abym został, bo muszę odejść.
Po raz kolejny wyjeżdżam, bo choć to miasto
Ma milion ulic mi jest wciąż w nim ciasno,
Jadę, żeby nie patrzeć już w oczy nikomu
Kogo znam, bo jest w nim pusto jak w moim domu.
Po raz kolejny wracam, bo chyba mam to szczęście,
Że są ulice za którymi dalej tęsknie,
Kilka pustych przystanków i jeszcze więcej,
Skrzyżowanie, o którym było w czwartym wersie,
To to miejsce odbite w kilku parach źrenic,
Które wierzą, że ich życie kiedyś się zmieni,
Kilka zmęczonych twarzy pełnych nadziei,
Że znów znajdą miłość pośród pyłu i kamieni,
To moje pięćdziesiąt cztery metry pełne wspomnień,
Oczy siostry w których wciąż widzę ten sam płomień,
Cztery ściany, które nadal mówią do mnie
I jak mokre oczy ojca znają moją historię,
Ja wracam po wojnie z samym sobą,
Może gdy będę w końcu w domu znów coś stworzę,
Dziś wracam do Ciebie i już jestem w drodze,
Więc zostaw wszystko i przyjdź na dworzec.
Po raz kolejny wracam, bo wciąż to miasto
Kryje tajemnice, które nie dają mi zasnąć,
Jadę, żeby popatrzeć w oczy ludziom przez chwilę,
Wracam do domu, który chroni moją rodzinę.