.

Obłomow, Stolz i ja (wg I. Gonczarowa) Lyrics

Wokół Obłomowa od południa zamieszanie:
Stary Zachar wnosi tacę - parujący żur
I z grzybami jeszcze ciepły pieróg na śniadanie;
Gromko brzmi z wejściowych drzwi przyjaciel Stolz - bonjour!
Stolz - gorączka - zdziera z okien grube warstwy kotar,
Dzwoni obcas po posadzce, róg myśliwski gra.
Gwałtem wpada do salonu dzień w kaskadach złota:
- Hej, wach' auf, Iljo Iljiczu! Mais, reveille-toi!
A Obłomow na kanapie
Ni to marzy, ni to chrapie
I przed światłem łeb zasłania,
I nieskory do śniadania.
Pikowaną kryje kołdrą
Gębę dobrą, gębę mądrą,
Ale jakby niepotrzebną,
Bo niezdolną trafić w sedno.
Może szkoda na to czasu?
- Zachar, miłyj! Nalej kwasu!

Rzutki Stolz to człek światowy i sprężyna czynu -
Przystrzyżone bokobrody, woskowany wąs;
Zna go Paryż, Sankt-Petersburg, jeździ do Londynu,
Kowal losu, który posiadł salonowy pląs.
Zawsze w ruchu! Z miejsca w miejsce gna, co koń wyskoczy!
Świat umyka mu spod stóp, jak śnieg spod śmigłych sań.
W każdym przejrzy się zwierciadle - zręczny i uroczy -
W politurze gabinetów, w lśniących oczach pań...
A Obłomow na kanapie
Rozproszone myśli łapie,
A jak złapie - to zapłacze,
A to znaczy, że coś znaczą...
Cóż, że znaczą, skoro giną
Za rozstajem, za równiną
W blasku, co źrenice drażni...
Może by tak pójść do łaźni?
Może szkoda na to czasu?
- Zachar, miłyj! Nalej kwasu!
Stolz - przyjaciel - nie rozumie, rzuca się ratować!
Utrzeć by surówkę z marchwi! Żur i pieróg precz!
Ej, zrobimy my człowieka z tego Obłomowa!
Przystrzyżemy, wystroimy, strój to główna rzecz!
Wszak nie tacy teraz robią zyski i kariery!
Sama swołocz i kryminał! Starczy tylko chcieć!
Ilja! Z ciebie człek rozumny, obywatel szczery!
Pomyśl tylko, gdzie byś mógł już być! Co mógłbyś mieć!
A Obłomow na kanapie
Nad haftkami gaci sapie
I wspomina w melancholii
Wiejski dwór, dmuchawce w polu -
Dwór dzieciństwa, jak za mgłą,
Gdzie - gdy chcą - to wszyscy śpią...
A tu dramat, trudna sprawa:
Zwinna spinka, wredny krawat.
Może szkoda na to czasu?
- Zachar, miłyj! Nalej kwasu!
Śliskie podłóg arabeski, l***ra, żyrandole,
Amfiladą szybkich spojrzeń echem sunie szept.
Maski, miny i grymasy, blask i zgiełk przy stole,
Bursztynowy lep na muchy! Od much czarny lep!
Stolz pod rękę Ilję trzyma, by nie uciekł głupiec:
Chce wyswatać go ze światem - żeń się, Ilja, żeń!
Aż wyrywa się Obłomow, trzewikami tupie:
- Żeby światłem się nacieszyć, trzeba znaleźć cień...
Zaciągnięte znów kotary,
Żur i pieróg wniósł Zachary
I przymyka się powieka -
Kochać świat? Tak, lecz z daleka,
Z życzliwością i dobrocią,
Nie pytając - za co? Po co?
Kołdra grzeje jak samowar,
Wraca sen do Obłomowa...
Może szkoda na to czasu?
- Zachar, miłyj! Nalej kwasu!

Taki z nim i Stolzem kram -
A ja... obu w sobie mam.

Jacek Kaczmarski
29.10.2001
Report lyrics