Lament tytana
Więc jest na szczycie, wreszcie na szczycie
W końcu doczekał się chwały
Łeb nurza w niewyczerpanym błękicie
Pod stopą głazów zawały
Własnym pomnikiem stał się za życia
Już nie oddzielny od skały
Więc skąd z ust jego nieludzkie wycie
Któremu świat jest za mały
W mglistych dolinach ludzkie siedliska
Jasny żar grzeje i krzepi
To z jego żagwi błysły ogniska
To on tych ludzi ulepił
Tak ich niedola była mu bliska, że dla nich bogów zaczepił
I teraz piorun nocą mu błyska
A ci na los jego ślepi
W ludzkich siedliskach kowadła dźwięczą
I ogień po miechem huczy
To on im przecież narzędzia wręczył
On ich do kunsztu przyuczył
Tak ich ukochał swój twór niewdzięczny
Tak ich wolnością obruszył
Że kiedy wyciem jego, wiatr jęczy
Wciągają czapki na uszy
Wspomną go jeszcze snując swe mity
Tak jakby dawno już nie żył, że do kałkazkich szczytów przybity
Lecz przecież, kto w to uwierzy, że go zastąpi w męce banity
Jakiś półczłowiek, pół zwierze
Któremu w życiu, pragnień wyzbytym, na niczym już nie zależy
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce
Wolni od długu i winy
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce
Wolni od długu i winy
Więc jest na szczycie, wreszcie na szczycie
W końcu doczekał się chwały
Łeb nurza w niewyczerpanym błękicie
Pod stopą głazów zawały
Własnym pomnikiem stał się za życia
Już nie oddzielny od skały
Więc skąd z ust jego nieludzkie wycie
Któremu świat jest za mały
W mglistych dolinach ludzkie siedliska
Jasny żar grzeje i krzepi
To z jego żagwi błysły ogniska
To on tych ludzi ulepił
Tak ich niedola była mu bliska, że dla nich bogów zaczepił
I teraz piorun nocą mu błyska
A ci na los jego ślepi
W ludzkich siedliskach kowadła dźwięczą
I ogień po miechem huczy
To on im przecież narzędzia wręczył
On ich do kunsztu przyuczył
Tak ich ukochał swój twór niewdzięczny
Tak ich wolnością obruszył
Że kiedy wyciem jego, wiatr jęczy
Wciągają czapki na uszy
Wspomną go jeszcze snując swe mity
Tak jakby dawno już nie żył, że do kałkazkich szczytów przybity
Lecz przecież, kto w to uwierzy, że go zastąpi w męce banity
Jakiś półczłowiek, pół zwierze
Któremu w życiu, pragnień wyzbytym, na niczym już nie zależy
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce
Wolni od długu i winy
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce
Wolni od długu i winy