Ta powtarzalność, nieznośny rytm
Refreny świtów, porannych kaw
To prasowanie zagnieceń, fałd
Którymi noc poorała twarz
Niechciana praca kotwicą tkwi
Na morza niemożliwości dnie
Podobno Azja istnieje gdzieś
Lecz z moich okien nie widać jej
Zupełnie nie ma się z czego śmiać
Gdy wyją na ulicy
Karetki i policja
Po prostu nie ma się z czego śmiać
Więc nie każ się wydurniać
Bo wzbiera we mnie furia
Ta powtarzalność, nieznośny rytm
Refreny świtów, porannych kaw
Podobno Azja istnieje gdzieś
Lecz z moich okien nie widać jej.
Refreny świtów, porannych kaw
To prasowanie zagnieceń, fałd
Którymi noc poorała twarz
Niechciana praca kotwicą tkwi
Na morza niemożliwości dnie
Podobno Azja istnieje gdzieś
Lecz z moich okien nie widać jej
Zupełnie nie ma się z czego śmiać
Gdy wyją na ulicy
Karetki i policja
Po prostu nie ma się z czego śmiać
Więc nie każ się wydurniać
Bo wzbiera we mnie furia
Ta powtarzalność, nieznośny rytm
Refreny świtów, porannych kaw
Podobno Azja istnieje gdzieś
Lecz z moich okien nie widać jej.