Jak pyszny dywan rozpościeram
pod but zwycięzcy swoje ciało,
a wbrew pokorze drgają mięśnie,
skoczyć do gardła by się chciało.
Puszyście wspinam się ku ustom,
patrz z bliska w szmaragdowe ślepia.
Ty drżysz, tobie zasycha w gardle
"Na dół maleńka" - uciekam.
Każesz mi usiąść - siadam miękko,
grzbiet przeginając stromym łukiem.
O jeszcze, jeszcze, rób tak jeszcze
- cichutkim witam dłoń pomrukiem.
Widzisz czerwony błysk języka
jak głodny oblizuje wargi.
Choć męski śmieszny strój włożyłeś,
to strach twój jest mi nagi.
Wdycham twój zapach, cała płonę,
tlą się obręcze sennie w mroku,
dopiero ogień co mnie spala
rozżarzy je w ślad mego skoku.
Znowu świst bata blisko, bliżej
złowić choć w biegu kroplę śliny.
Ach jak ty cudnie lśnisz od potu,
gdy wokół siebie tak krążymy.
Czemu więc patrzysz z nienawiścią,
gdy w gardle tłumię żądzy ryk,
czyśbyś naiwny władco myślał,
że to coś więcej jest niż cyrk.
Pogromco, moja wola
wyznacza ile ci należę.
Inni są pod bat,
ja - chociaż w klatce - wolne zwierzę
wolne, wolne, Tak!
pod but zwycięzcy swoje ciało,
a wbrew pokorze drgają mięśnie,
skoczyć do gardła by się chciało.
Puszyście wspinam się ku ustom,
patrz z bliska w szmaragdowe ślepia.
Ty drżysz, tobie zasycha w gardle
"Na dół maleńka" - uciekam.
Każesz mi usiąść - siadam miękko,
grzbiet przeginając stromym łukiem.
O jeszcze, jeszcze, rób tak jeszcze
- cichutkim witam dłoń pomrukiem.
Widzisz czerwony błysk języka
jak głodny oblizuje wargi.
Choć męski śmieszny strój włożyłeś,
to strach twój jest mi nagi.
Wdycham twój zapach, cała płonę,
tlą się obręcze sennie w mroku,
dopiero ogień co mnie spala
rozżarzy je w ślad mego skoku.
Znowu świst bata blisko, bliżej
złowić choć w biegu kroplę śliny.
Ach jak ty cudnie lśnisz od potu,
gdy wokół siebie tak krążymy.
Czemu więc patrzysz z nienawiścią,
gdy w gardle tłumię żądzy ryk,
czyśbyś naiwny władco myślał,
że to coś więcej jest niż cyrk.
Pogromco, moja wola
wyznacza ile ci należę.
Inni są pod bat,
ja - chociaż w klatce - wolne zwierzę
wolne, wolne, Tak!