Dogasa legendarna łuna
Pożarów, kurzu, krwi i walk,
Polsko, wskrzeszona od pioruna,
Wezbranych chmur i wieszczych warg!
Sztandary twoje, przesiąknięte
Poezją i pokoleń krwią,
W muzeach drzemią - i są święte;
I dobrze jest, że święte są
Jak walka miała lata szkolne
(I laury - jak liryczne bzy),
Tak muszą mieć narody wolne
Zadumy swoje, klechdy, mgły
I trzeba, żeby wargi drżały,
Czytając s***ny dziejów skrypt,
I tylko bęcwał przemądrzały
Nie drgnie w grobowym mroku krypt
Lecz nam w misterium przepowiedni
Rosła o państwie każda wieść,
Więc dziś wolności dzień powszedni
Trudno zrozumieć nam i znieść
Od chorągwianych amarantów
Żądamy cudów, niczym w Lourdes,
I uskrzydlonych policjantów
Wzywamy śród ulicznych burd
A on nie Konrad, on nie Gustaw,
Ni Króla Ducha dalszy ciąg
Jemu wystarczy "Dziennik Ustaw",
Najmistyczniejsza z polskich ksiąg
I żadnej w tym nie widzę racji,
By rozanielił się nasz wiek:
Żeby Anhellim był Zawadzki,
A Wernyhorą wieszczym - Beck
Wielki to mozół i tortura
Być państwem wymodlonym przez
Poetów, co maczali pióra
W gorzkim inkauście krwi i łez
Być państwem, które ma w obiegu,
Niczym walutę, echa słów
Z tamtego, dalekiego brzegu
Proroczych mgieł i mglistych snów
Gdy "późny wnuk", co w duchy wierzy
Mistyczny rozwiązuje szyfr,
Nieubłagani buchalterzy
Przychodzą z kolumnami cyfr
I jeśli bilans się nie zgadza,
Gdy trzeba znów podatków, ceł,
Do sumień apeluje władza
Słownictwem romantycznych dzieł
Temporis acti laudatorzy!
Lub wy, dla których dziś - to cud!
Nie było "lepiej", nie jest "gorzej",
Draństw nie przybyło ani cnót
Nie było "gorzej", nie jest "lepiej",
Zawsze potrzebny glebie gnój.
Obok widzących byli ślepi,
A przy szlachetnych - kilka szuj
I już ludzkości pierwocina
Wyodrębniła każdy dział:
Już Abel brata miał Kaina,
A Kain brata Abla miał
Przy czym ów Abel był schöngeistem,
Nie wartym, by go nosił glob,
A Kain zerwał z tym mazgajstwem
I dowiódł, że jest... "byczy chłop"
Pożarów, kurzu, krwi i walk,
Polsko, wskrzeszona od pioruna,
Wezbranych chmur i wieszczych warg!
Sztandary twoje, przesiąknięte
Poezją i pokoleń krwią,
W muzeach drzemią - i są święte;
I dobrze jest, że święte są
Jak walka miała lata szkolne
(I laury - jak liryczne bzy),
Tak muszą mieć narody wolne
Zadumy swoje, klechdy, mgły
I trzeba, żeby wargi drżały,
Czytając s***ny dziejów skrypt,
I tylko bęcwał przemądrzały
Nie drgnie w grobowym mroku krypt
Lecz nam w misterium przepowiedni
Rosła o państwie każda wieść,
Więc dziś wolności dzień powszedni
Trudno zrozumieć nam i znieść
Od chorągwianych amarantów
Żądamy cudów, niczym w Lourdes,
I uskrzydlonych policjantów
Wzywamy śród ulicznych burd
A on nie Konrad, on nie Gustaw,
Ni Króla Ducha dalszy ciąg
Jemu wystarczy "Dziennik Ustaw",
Najmistyczniejsza z polskich ksiąg
I żadnej w tym nie widzę racji,
By rozanielił się nasz wiek:
Żeby Anhellim był Zawadzki,
A Wernyhorą wieszczym - Beck
Wielki to mozół i tortura
Być państwem wymodlonym przez
Poetów, co maczali pióra
W gorzkim inkauście krwi i łez
Być państwem, które ma w obiegu,
Niczym walutę, echa słów
Z tamtego, dalekiego brzegu
Proroczych mgieł i mglistych snów
Gdy "późny wnuk", co w duchy wierzy
Mistyczny rozwiązuje szyfr,
Nieubłagani buchalterzy
Przychodzą z kolumnami cyfr
I jeśli bilans się nie zgadza,
Gdy trzeba znów podatków, ceł,
Do sumień apeluje władza
Słownictwem romantycznych dzieł
Temporis acti laudatorzy!
Lub wy, dla których dziś - to cud!
Nie było "lepiej", nie jest "gorzej",
Draństw nie przybyło ani cnót
Nie było "gorzej", nie jest "lepiej",
Zawsze potrzebny glebie gnój.
Obok widzących byli ślepi,
A przy szlachetnych - kilka szuj
I już ludzkości pierwocina
Wyodrębniła każdy dział:
Już Abel brata miał Kaina,
A Kain brata Abla miał
Przy czym ów Abel był schöngeistem,
Nie wartym, by go nosił glob,
A Kain zerwał z tym mazgajstwem
I dowiódł, że jest... "byczy chłop"