Synowie buntu, dzieci słońca, rozwiane na wietrze wasze marzenia
gdziekolwiek pójdziecie c**olwiek zrobicie, nowa era nie nadejdzie.
Długie czarne limuzyny, wpatrzeni w przestrzeń pełną światła
Bogowie kolorowych tłumów, wnoszeni na rękach wprost do nieba
Mówcie tak, na każde ich słowo na końcu świata,i w moim kraju
Gromkie brawa za każdy grymas, czas już zmienić swoje marzenia
Pytam dlaczego wciąż widzę ciała, słyszę syreny czuję ogień
Jedna godzina spokoju dla miasta, byłaby jego odkupieniem
Miłość, miłość nie wie co znaczy ból,
miłość nie wie co to kolor skóry
miłość nie wie co to lęk
Ciemne ulice, niebieskie światła ty możesz stać w samym środku
bulwary zawiedzionych nadziei, bulwary gdzie umarło słońce.
Uciekasz w noc, jej chłodne objęcia, pieprzone sny i tak cię dopadną
Do rana będzie tak bardzo daleko, histeria urządzi sobie zabawę
Zobaczysz gwiazdy na zimnym niebie, będą spadały na twoją głowę
zobaczysz miłość wstawioną w witrynę, miłość której nikt nie kupi
Brudne kobiety, brudne ulice ręce ludzi obdartych z wszystkiego
choroba ubrana w szare płaszcze, tak wreszcie wstało słońce.
gdziekolwiek pójdziecie c**olwiek zrobicie, nowa era nie nadejdzie.
Długie czarne limuzyny, wpatrzeni w przestrzeń pełną światła
Bogowie kolorowych tłumów, wnoszeni na rękach wprost do nieba
Mówcie tak, na każde ich słowo na końcu świata,i w moim kraju
Gromkie brawa za każdy grymas, czas już zmienić swoje marzenia
Pytam dlaczego wciąż widzę ciała, słyszę syreny czuję ogień
Jedna godzina spokoju dla miasta, byłaby jego odkupieniem
Miłość, miłość nie wie co znaczy ból,
miłość nie wie co to kolor skóry
miłość nie wie co to lęk
Ciemne ulice, niebieskie światła ty możesz stać w samym środku
bulwary zawiedzionych nadziei, bulwary gdzie umarło słońce.
Uciekasz w noc, jej chłodne objęcia, pieprzone sny i tak cię dopadną
Do rana będzie tak bardzo daleko, histeria urządzi sobie zabawę
Zobaczysz gwiazdy na zimnym niebie, będą spadały na twoją głowę
zobaczysz miłość wstawioną w witrynę, miłość której nikt nie kupi
Brudne kobiety, brudne ulice ręce ludzi obdartych z wszystkiego
choroba ubrana w szare płaszcze, tak wreszcie wstało słońce.