Nowy brzask budzi nas kolejny raz, choć wczoraj prosiliśmy mocno Boga by ten płomien już zgasł, a tu masz, podniosłes wrzask jak w czas swych narodzin, bez łask plan nie wychodzi, młodzi wolą się uszkodzić, żyć w zwidach, daj speeda, przecież następnego dnia nie widać, lepiej tego umilac, wrażenie, że myślenie o jutrze sprawia nam cierpienie, zapomnienie, dla nas może nie być jutra, rzeczywistość s***na, skrywana gdzieś głęboko, osiedlowy kokon, trzeba go opuścić, ale iść nie ma dokąd, i to jest ten kłopot, rozglądam się, w długość i w szerokość sięgam, niby uśmiech i melanż, a jednak udręka, wiec wykluczę rap pouczeń, na nic zda się też morał, gdy psychika jest chora, plany na przyszłość, co najwyżej od rana do wieczora.
Bo wciąż ten sam rejs, ten sam jeden akwen, ten sam ląd, świat i bieg za światłem, dworzec, ludzie na pół we śnie wczenśie rano, czekąjac za swą bandą(?) przygladają się swym planom, i znów to samo, i znów to samo, film zatrzymał się dawno już miejscowym weteranom, zgubili się w podróży, już nie powstaną, wypili czas, który im dano i dalej mordę moczą, po co? przed laty uciekł ich ostatni pociąg, jak co dzień kocioł, ujawnia się ich mglistym oczom, tłumy tych co nie chcą żyć na stacji, odjeżdzają, mają plan w realizacji, bo mają wizje na co dzień i projekcje na przodzie, na głodzie, najważniejszy chociaż jeden bodziec, do dalszych wypraw jak do potraw trzeba sypnąć przypraw, chociaż szczypta, marzenie, osobna szybka..
Ref.
]I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom przyglądamy się planom..
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom
Obserwuję to stale, już nie dziwi mnie, że można nie planowac, żyć z dnia na dzień tylko po to, by pilnowac małych puzzli, w końcu życie w naszych dłoniach, od świtu do nocy, trzy sześć pięć, ja nie chcę skonać. A to układanka góry kontra sucha rzeczywistość, jednych trudzi dając siłę, innym przyszłość, gdzieś tam jest, zobaczymy co będzie, jak na razie kupa zmartwień innych w pierwszym rzędzie stoi zdrowie, ciepło, szmal, by nie stracić tego trzeba walczyć, dzisiaj nie ma nic za darmo, za darmo umarlo, a praca i oparcie to dwa różne seriale, umiesz oprzeć się tej farsie? Umiesz? Idę pod wiatr, choć innym w plecy wieje, oni przywileje, ja mam talent i się smieję, tylko to mi pozostaje, dziś zrobię ile mogę, jutro.. zobaczymy, wiesz, grunt że mam drogę.
Mam widok, do wyrazu dobrać dobry wyraz, teraz, szukając dalej widzę jak spod firan, tyram w spółce jak za kółkiem kierowca tira, ja tak samo mam plany, przyglądam się tym planom.
Nawet gdy rano patrzę w l***ro po całonocnym rajdzie, choć siadły baterie, szukam sił, coś się znajdzie zawsze, nadzieja, wiara i szczypta szczęścia, Libert a blokada? Wiem, zawsze do obejścia. Bez ceregieli, zbędnych forteli, bez niedomówień, tak, to właśnie lubię, gdy wszystko się zazębia, idzie jak po maśle, bez skoków i zadraśnień jak na niezużytej taśmie, bez wyjaśnień, wszystko spoko, wszystko si, nie zawsze jest tak, ale znajdę jakiś trik, kładę jockera na pik i partia idzie dalej, jak plan planem, ja pamiętam czego chciałem.
Ref.
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom przyglądamy się planom..
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom
Bo wciąż ten sam rejs, ten sam jeden akwen, ten sam ląd, świat i bieg za światłem, dworzec, ludzie na pół we śnie wczenśie rano, czekąjac za swą bandą(?) przygladają się swym planom, i znów to samo, i znów to samo, film zatrzymał się dawno już miejscowym weteranom, zgubili się w podróży, już nie powstaną, wypili czas, który im dano i dalej mordę moczą, po co? przed laty uciekł ich ostatni pociąg, jak co dzień kocioł, ujawnia się ich mglistym oczom, tłumy tych co nie chcą żyć na stacji, odjeżdzają, mają plan w realizacji, bo mają wizje na co dzień i projekcje na przodzie, na głodzie, najważniejszy chociaż jeden bodziec, do dalszych wypraw jak do potraw trzeba sypnąć przypraw, chociaż szczypta, marzenie, osobna szybka..
Ref.
]I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom przyglądamy się planom..
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom
Obserwuję to stale, już nie dziwi mnie, że można nie planowac, żyć z dnia na dzień tylko po to, by pilnowac małych puzzli, w końcu życie w naszych dłoniach, od świtu do nocy, trzy sześć pięć, ja nie chcę skonać. A to układanka góry kontra sucha rzeczywistość, jednych trudzi dając siłę, innym przyszłość, gdzieś tam jest, zobaczymy co będzie, jak na razie kupa zmartwień innych w pierwszym rzędzie stoi zdrowie, ciepło, szmal, by nie stracić tego trzeba walczyć, dzisiaj nie ma nic za darmo, za darmo umarlo, a praca i oparcie to dwa różne seriale, umiesz oprzeć się tej farsie? Umiesz? Idę pod wiatr, choć innym w plecy wieje, oni przywileje, ja mam talent i się smieję, tylko to mi pozostaje, dziś zrobię ile mogę, jutro.. zobaczymy, wiesz, grunt że mam drogę.
Mam widok, do wyrazu dobrać dobry wyraz, teraz, szukając dalej widzę jak spod firan, tyram w spółce jak za kółkiem kierowca tira, ja tak samo mam plany, przyglądam się tym planom.
Nawet gdy rano patrzę w l***ro po całonocnym rajdzie, choć siadły baterie, szukam sił, coś się znajdzie zawsze, nadzieja, wiara i szczypta szczęścia, Libert a blokada? Wiem, zawsze do obejścia. Bez ceregieli, zbędnych forteli, bez niedomówień, tak, to właśnie lubię, gdy wszystko się zazębia, idzie jak po maśle, bez skoków i zadraśnień jak na niezużytej taśmie, bez wyjaśnień, wszystko spoko, wszystko si, nie zawsze jest tak, ale znajdę jakiś trik, kładę jockera na pik i partia idzie dalej, jak plan planem, ja pamiętam czego chciałem.
Ref.
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom przyglądamy się planom..
I to samo, jak co dzień to samo, i to samo, przyglądamy się planom.. Przyglądamy się planom