[I. - 303:]
Usprawiedliwieni swoją własną jebaną rozpaczą,
Publicznie zapłaczą, nogi żałośnie rozkraczą,
Skurwieniem teren zaznaczą, lśniące typy macho,
But w fizjonomię, nie pytaj mnie za co, gnomie,
Ja cię rozgromię, mimo że mój okręt tonie,
Poznam twoją anatomię, przeleję wkurw na fonię,
Pękające kości, jak trzaski w gramofonie,
Jestem jebnięty i swoją inność chronię,
Nieudacznej kopii mocno w kopii tyłek kopie,
Zamknij pysk jołopie, takie larwy jak ty topie,
W wodospadzie słów, zalewającym pustkę głów,
Co chcesz to mów, lecz nie będziesz śmiał się zdrów,
Nieudaczne kurwy wystylizowane na lolity,
Nieprzebite cipy, ale ryj tonikiem zmyty,
Chcesz skosztować pyty ? Chodź pokażę ci chuja,
Nabiję cię na pal i mocno cię rozbujam,
Potem z pełną świadomością karzę ci wypierdalać,
Możesz się starać, oczyszczanie świata jara,
Prawda jak Dostojewski, gdzie zbrodnia tam kara,
Jezus zawisł na krzyżu, a ja mu w twarz haram,
Za co bluźnierco? Za stracone ideały,
Miłosierdzie i współczucie mi to lata kolo pały,
Świat jest doskonały i inne dyrdymały,
Trzym ryj, ale matoły się nabrały,
Co zobaczy to wchłonie, co mu dadzą to wpierdoli,
Z przeżartego konsumpcesu (...)
Bóg stąd spierdolił, bo się swego dzieła boi,
Podłóg z swojej woli małpy szkoli (do poprawki),
Bardzo cię to boli, że prosto w pysk matoli,
Cedzę swoją złość, jak ksiądz w przykościelnej scholi,
Gwoli ścisłości w obronie godności,
Wejdę do domu i połamię ci kości.
[REF. - 303:]
Największym twoim błędem jest przeświadczenie, że należy być ponad to,
Gdy raz się upokorzysz, to zrównają cię z ziemią,
Nie pozwól nigdy na to, by społeczne larwy pluły w twarz,
Pokaż im na co cię stać, choćby miał to być twój ostatni strzał, twój ostatni strzał.
[II. - 303:]
Śmierć milionów - statystyka, ja wybieram tragedię,
Za ignorancję, głupotę, pierdolone brednie,
Widzę część z was już blednie, ze strachu topi się w urynie,
Mój gniew nie przeminie, nie spleśnieje jak szpula w kinie,
Będę pielęgnował to, czym diabeł obdarował,
Karę śmierci egzekwował, ten świat mnie tak wychował,
A może tylko, uczynił to, czym jestem teraz,
Rozpierdolę ci pysk łomem, odgryźć chuja? Wybieraj!
Sprofanuje najmocniej jak tylko mogę, wszelkie twoje świętości,
To co dla ciebie jest bogiem,
Dla mnie zwykłym ścierwem, odbij od korony Chrystusowej,
Nie jesteś nawet tego godzien, pierdolony podczłowiek,
Z językiem na ogolonej na niedziele grdyce,
Ogolona to fajnie, łatwiej ją zębami chwycę,
Przebiję jak dziewicę, charcz, charcz kupo gówna,
W poziomie jebnięcia, trudno mi dorównać,
I bądźcie świadomi końca czasów deklaracji,
Jak Martin Luter dokonuję reformacji,
I jak dziewięć pięć tez powieszonych w Wittenberdze,
Ja powieszę dziewięć pięć serc w mej prywatnej kawalerce,
Zrobię ołtarzyk mojej własnej nienawiści,
Do tych skurwiałych larw, czerpiących korzyści,
Z armii przegranych, przez społeczeństwo skopanych,
Na boczny tor, ludzi wyeliminowanych,
I bądźcie świadomi, azyl rodzi paranoje,
Niszczy mózgowe zwoje, ja się śmierci nie boję,
Bo traktuję kostuchę jako swego sprzymierzeńca,
Zapraszam do szaleńca, w paszczę szaleństwa,
Topię się nienawiścią widząc was i tą porutę,
Potraktuję was pięścią, jebane łby zakute,
Zagłodzę jak Kalkutę, nakarmię twoim fiutem,
Jak kanibal z Rothenburga, zmiażdżę ci pysk butem.
[REF. - 303:]
Największym twoim błędem jest przeświadczenie, że należy być ponad to,
Gdy raz się upokorzysz, to zrównają cię z ziemią,
Nie pozwól nigdy na to, by społeczne larwy pluły w twarz,
Pokaż im na co cię stać, choćby miał to być twój ostatni strzał, twój ostatni strzał.
I nigdy nikt nie powie, że umarłeś na darmo, nie.
Usprawiedliwieni swoją własną jebaną rozpaczą,
Publicznie zapłaczą, nogi żałośnie rozkraczą,
Skurwieniem teren zaznaczą, lśniące typy macho,
But w fizjonomię, nie pytaj mnie za co, gnomie,
Ja cię rozgromię, mimo że mój okręt tonie,
Poznam twoją anatomię, przeleję wkurw na fonię,
Pękające kości, jak trzaski w gramofonie,
Jestem jebnięty i swoją inność chronię,
Nieudacznej kopii mocno w kopii tyłek kopie,
Zamknij pysk jołopie, takie larwy jak ty topie,
W wodospadzie słów, zalewającym pustkę głów,
Co chcesz to mów, lecz nie będziesz śmiał się zdrów,
Nieudaczne kurwy wystylizowane na lolity,
Nieprzebite cipy, ale ryj tonikiem zmyty,
Chcesz skosztować pyty ? Chodź pokażę ci chuja,
Nabiję cię na pal i mocno cię rozbujam,
Potem z pełną świadomością karzę ci wypierdalać,
Możesz się starać, oczyszczanie świata jara,
Prawda jak Dostojewski, gdzie zbrodnia tam kara,
Jezus zawisł na krzyżu, a ja mu w twarz haram,
Za co bluźnierco? Za stracone ideały,
Miłosierdzie i współczucie mi to lata kolo pały,
Świat jest doskonały i inne dyrdymały,
Trzym ryj, ale matoły się nabrały,
Co zobaczy to wchłonie, co mu dadzą to wpierdoli,
Z przeżartego konsumpcesu (...)
Bóg stąd spierdolił, bo się swego dzieła boi,
Podłóg z swojej woli małpy szkoli (do poprawki),
Bardzo cię to boli, że prosto w pysk matoli,
Cedzę swoją złość, jak ksiądz w przykościelnej scholi,
Gwoli ścisłości w obronie godności,
Wejdę do domu i połamię ci kości.
[REF. - 303:]
Największym twoim błędem jest przeświadczenie, że należy być ponad to,
Gdy raz się upokorzysz, to zrównają cię z ziemią,
Nie pozwól nigdy na to, by społeczne larwy pluły w twarz,
Pokaż im na co cię stać, choćby miał to być twój ostatni strzał, twój ostatni strzał.
[II. - 303:]
Śmierć milionów - statystyka, ja wybieram tragedię,
Za ignorancję, głupotę, pierdolone brednie,
Widzę część z was już blednie, ze strachu topi się w urynie,
Mój gniew nie przeminie, nie spleśnieje jak szpula w kinie,
Będę pielęgnował to, czym diabeł obdarował,
Karę śmierci egzekwował, ten świat mnie tak wychował,
A może tylko, uczynił to, czym jestem teraz,
Rozpierdolę ci pysk łomem, odgryźć chuja? Wybieraj!
Sprofanuje najmocniej jak tylko mogę, wszelkie twoje świętości,
To co dla ciebie jest bogiem,
Dla mnie zwykłym ścierwem, odbij od korony Chrystusowej,
Nie jesteś nawet tego godzien, pierdolony podczłowiek,
Z językiem na ogolonej na niedziele grdyce,
Ogolona to fajnie, łatwiej ją zębami chwycę,
Przebiję jak dziewicę, charcz, charcz kupo gówna,
W poziomie jebnięcia, trudno mi dorównać,
I bądźcie świadomi końca czasów deklaracji,
Jak Martin Luter dokonuję reformacji,
I jak dziewięć pięć tez powieszonych w Wittenberdze,
Ja powieszę dziewięć pięć serc w mej prywatnej kawalerce,
Zrobię ołtarzyk mojej własnej nienawiści,
Do tych skurwiałych larw, czerpiących korzyści,
Z armii przegranych, przez społeczeństwo skopanych,
Na boczny tor, ludzi wyeliminowanych,
I bądźcie świadomi, azyl rodzi paranoje,
Niszczy mózgowe zwoje, ja się śmierci nie boję,
Bo traktuję kostuchę jako swego sprzymierzeńca,
Zapraszam do szaleńca, w paszczę szaleństwa,
Topię się nienawiścią widząc was i tą porutę,
Potraktuję was pięścią, jebane łby zakute,
Zagłodzę jak Kalkutę, nakarmię twoim fiutem,
Jak kanibal z Rothenburga, zmiażdżę ci pysk butem.
[REF. - 303:]
Największym twoim błędem jest przeświadczenie, że należy być ponad to,
Gdy raz się upokorzysz, to zrównają cię z ziemią,
Nie pozwól nigdy na to, by społeczne larwy pluły w twarz,
Pokaż im na co cię stać, choćby miał to być twój ostatni strzał, twój ostatni strzał.
I nigdy nikt nie powie, że umarłeś na darmo, nie.