[303]
Nikt nie musi mnie lubić, wystarczy że się mnie boicie,
Ciała w piórka stroszycie w zależności od zasobu słów,
Zawartości głów, czy innych przymiotów, poczwar,
Co pokryły tą planetę po to żebym ja pozostał,
Pod postacią cienia mnie, nieudacznika z "Postal",
Kolejna wiosna, psychika wreszcie dorosła,
By okryć się pancerzem i w kokonie troskom sprostać,
Nie żadna trudna postać, materiał dla socjologa,
Po prostu wolę nie czuć nic niż patrzeć w oczy boga,
Tam trwoga, nikt nie dodał mi odwagi, a szkoda,
Mówię bez ogródek: "jestem inny", a oni: "uderzyła soda",
Młoda głowa, szkoda słowa, Mario Zdrowaś ty uchowaj,
Wroga, chłopie, ja siebie sam nie poznaję,
W tym momencie pierdolę ogrom psychotycznych bajek,
To, co było hajem, lotem, tripem, magią i odmiennym stanem,
Stało się normalne, gdy nie mogę spać nad ranem,
Nie czuję nic, po prostu mam wyjebane,
Możesz nazwać mnie "kochaniem" czy zepsutym wstrętnym chamem,
Ja za kickiem, snarem, drumem mam uczucia pochowane,
W ślady sesji emocje upchane, jedziesz mi ? To pisz testament,
Ludzie bez serc, poznałem dobrze swego wroga,
Dwieście siedemdziesiąt osiem czy wyrzuty, czy szkoda,
Czy pali mnie sumienie, czy to nowomodna moda ?
W przeciwieństwie do was mam dar - umiem myśli ubrać w słowa,
I manipulować, wiem - nie bardzo ci się to podoba,
Ile można wałkować poniżane człowieka ?
Ludzie których znałem bardziej bezwzględni niż bezpieka,
Nie przestawaj mnie słuchać, nie wyłączaj, nie uciekaj,
Bo puenta cię czeka przewidywalna jak to miasto,
Zazdroszczę ci jednego, tego, że możesz zasnąć,
I na chwilę zgasnąć, to moja dusza jest chora,
Ja nie stworzyłem sam siebie - wy stworzyliście potwora.
[Odyn]
Gdy życie dostarcza atrakcji w postaci chorych akcji,
Szukasz wyjścia z sytuacji, w mentalnej deklinacji,
Zerwanie trakcji stopuje pociąg abominacji,
Bez rewelacji, na stacji emocjonalnej stagnacji,
Świata wizja rozmazana, w tobie kolejna rana,
Skopać psychikę z glana, by mogła nadejść przemiana,
Noc zarwana, przetwarzana, w głowie wciąż myśl zakazana,
Od rana maniana, ściana rozjebana łbem z barana,
Pierdolisz kazania, to do zmiany nie nakłania,
Chora bania miast łkania wybrała drogę wyjebania,
Bogatą w przekłamania, to wiele w życiu przesłania,
Co jest z tobą stary ? Zmieniłeś się nie do poznania,
Jest starym porzekadłem, ze oczy dusz zwierciadłem,
Co było widać w moich, gdy tak blisko dna upadłem ?
Lodowaty wzrok i dłonie, ale dusza w ogniu plonie,
Księżyc na nieboskłonie, w kokonie czekam na agonię,
Tak to kurwa wypala, kiedy świat ci się rozwala,
Kiedy życie spierdala, jakby mijając cię z dala,
Pod maską clowna psychopaty, siedzi demon garbaty,
Depcze marzenia jak kwiaty, na twoją psychikę baty,
Wewnętrznie rozjebany ja, życie do przodu gna,
Raz zal i s***ek, czasem wściekłość jak w "24H",
Próbujesz pokonać zmory, przywrócić świat na dawne tory,
Umysł zatruty, chory, bolesna lekcja pokory,
I choć tak częs*****lało, nie żałuję ani dnia,
Nowe siły przybyły, coś wciąż mnie do przodu pcha,
W świecie kopi ksero, ludzi tworzonych przez kalkę,
Mam dzięki temu siłę, by podjąć mentalna walkę,
Rozliczenie z przeszłością - niczego nie żałować,
Urazy nie chować, przyszłość lepsza budować chcę,
Jebany błazen, wiecznie sam dla siebie katem,
Pogrążony jak Stańczyk w zadumie nad tym światem.
Nikt nie musi mnie lubić, wystarczy że się mnie boicie,
Ciała w piórka stroszycie w zależności od zasobu słów,
Zawartości głów, czy innych przymiotów, poczwar,
Co pokryły tą planetę po to żebym ja pozostał,
Pod postacią cienia mnie, nieudacznika z "Postal",
Kolejna wiosna, psychika wreszcie dorosła,
By okryć się pancerzem i w kokonie troskom sprostać,
Nie żadna trudna postać, materiał dla socjologa,
Po prostu wolę nie czuć nic niż patrzeć w oczy boga,
Tam trwoga, nikt nie dodał mi odwagi, a szkoda,
Mówię bez ogródek: "jestem inny", a oni: "uderzyła soda",
Młoda głowa, szkoda słowa, Mario Zdrowaś ty uchowaj,
Wroga, chłopie, ja siebie sam nie poznaję,
W tym momencie pierdolę ogrom psychotycznych bajek,
To, co było hajem, lotem, tripem, magią i odmiennym stanem,
Stało się normalne, gdy nie mogę spać nad ranem,
Nie czuję nic, po prostu mam wyjebane,
Możesz nazwać mnie "kochaniem" czy zepsutym wstrętnym chamem,
Ja za kickiem, snarem, drumem mam uczucia pochowane,
W ślady sesji emocje upchane, jedziesz mi ? To pisz testament,
Ludzie bez serc, poznałem dobrze swego wroga,
Dwieście siedemdziesiąt osiem czy wyrzuty, czy szkoda,
Czy pali mnie sumienie, czy to nowomodna moda ?
W przeciwieństwie do was mam dar - umiem myśli ubrać w słowa,
I manipulować, wiem - nie bardzo ci się to podoba,
Ile można wałkować poniżane człowieka ?
Ludzie których znałem bardziej bezwzględni niż bezpieka,
Nie przestawaj mnie słuchać, nie wyłączaj, nie uciekaj,
Bo puenta cię czeka przewidywalna jak to miasto,
Zazdroszczę ci jednego, tego, że możesz zasnąć,
I na chwilę zgasnąć, to moja dusza jest chora,
Ja nie stworzyłem sam siebie - wy stworzyliście potwora.
[Odyn]
Gdy życie dostarcza atrakcji w postaci chorych akcji,
Szukasz wyjścia z sytuacji, w mentalnej deklinacji,
Zerwanie trakcji stopuje pociąg abominacji,
Bez rewelacji, na stacji emocjonalnej stagnacji,
Świata wizja rozmazana, w tobie kolejna rana,
Skopać psychikę z glana, by mogła nadejść przemiana,
Noc zarwana, przetwarzana, w głowie wciąż myśl zakazana,
Od rana maniana, ściana rozjebana łbem z barana,
Pierdolisz kazania, to do zmiany nie nakłania,
Chora bania miast łkania wybrała drogę wyjebania,
Bogatą w przekłamania, to wiele w życiu przesłania,
Co jest z tobą stary ? Zmieniłeś się nie do poznania,
Jest starym porzekadłem, ze oczy dusz zwierciadłem,
Co było widać w moich, gdy tak blisko dna upadłem ?
Lodowaty wzrok i dłonie, ale dusza w ogniu plonie,
Księżyc na nieboskłonie, w kokonie czekam na agonię,
Tak to kurwa wypala, kiedy świat ci się rozwala,
Kiedy życie spierdala, jakby mijając cię z dala,
Pod maską clowna psychopaty, siedzi demon garbaty,
Depcze marzenia jak kwiaty, na twoją psychikę baty,
Wewnętrznie rozjebany ja, życie do przodu gna,
Raz zal i s***ek, czasem wściekłość jak w "24H",
Próbujesz pokonać zmory, przywrócić świat na dawne tory,
Umysł zatruty, chory, bolesna lekcja pokory,
I choć tak częs*****lało, nie żałuję ani dnia,
Nowe siły przybyły, coś wciąż mnie do przodu pcha,
W świecie kopi ksero, ludzi tworzonych przez kalkę,
Mam dzięki temu siłę, by podjąć mentalna walkę,
Rozliczenie z przeszłością - niczego nie żałować,
Urazy nie chować, przyszłość lepsza budować chcę,
Jebany błazen, wiecznie sam dla siebie katem,
Pogrążony jak Stańczyk w zadumie nad tym światem.