Tłumaczenie piosenki Georgesa Brassensa "Le cocu".
Nie w guście żony mej czas spędzać w samotności
Gdy jesień uszlachetniam, wpatrzony w wędki nić
Wierna naturze swej, przyjmuje wszystkich gości
Honory domu im oddając w łóżku mym.
(Honory domu nam oddając w łóżku swym!)
Tak, rogacz ze mnie jest - hoduję piękne rogi
Miodowy miesiąc mój niejeden trafił szlag
Nie są już świętem mym zabawy mojej żony
Bo towarzystwo innych w siódmym niebie ma.
(Bo towarzystwo nasze w siódmym niebie ma!)
Kontrakt małżeński i moja osoba skromna
Nie budzą w żonie mej szacunku ni za grosz
A fakt, że cały las to drobiazg przy mych rogach
Dla mojej pięknej żony jest najmniejszą z trosk.
(Dla jego pięknej żony jest najmniejszą z trosk!)
Z całego miasta walą wszyscy, co noszą spodnie
Tu każdy opierunek ma i darmo wikt
Kwiaty z ogrodu mego zrywa byle przechodzień
By w butonierce nosić hańbę mą i wstyd.
(By w butonierce nosić hańbę jego i wstyd!)
Gdy, umęczony, wracam z wędką i ryb koszykiem
Zastaję z gołym gościem golutką żonę mą
Mógłbym nieśmiało prosić "Przykryjcie się choć listkiem!"
Powiedzą mi, że i tak się wstydzić nie ma co.
(Powiemy mu, że i tak się wstydzić nie ma co!)
Rozumiem wszystko, owszem, lecz co by im szkodziło
Grzeczności trochę choć w stosunku nasze wnieść?
Zapytać kulturalnie "Jak tam na rybach było?"
I o me zdrowie chociaż raz zatroszczyć się.
(O jego zdrowie chociaż raz zatroszczyć się!)
Niewiele mi potrzeba - trochę delikatności
Dla męża, co z pokorą małżeństwa dźwiga krzyż
Rogacza się zazwyczaj na rękach wszędzie nosi
Bo szwagrów przecież łączy pokrewieństwa nić.
(Bo szwagrów przecież łączy pokrewieństwa nić!)
Gdy siadam do kolacji, wtedy moich rywali
Stać jeszcze na bezczelność, by gapić się w mój ryż!
Byłoby szczytem, gdyby za stołem mym siadali
Z rogacza wszystko mam, lecz z Amfitriona - nic.
(Z rogacza wszystko ma, lecz z Amfitriona - nic!)
Że połowica wspólna, wcale przecież nie znaczy
Że jadło i napoje też wspólne muszą być
Nieomal mnie zmuszają, bym ich wyrzucał za drzwi
I wdzięcznym jestem, gdy mi nie zabiorą ryb.
(I wdzięcznym jest, gdy mu nie zabieramy ryb!)
Mogę się cieszyć jeszcze, że nie są tak bezczelni
By mnie namawiać, żebym ze strzelbą włóczył się...
(Rzuć, stary, to łowienie, chodź z nami na jelenie!)
Bo przecież sam nie będę sobie strzelał w łeb!
(Bo przecież sam nie będziesz sobie strzelał w łeb!)
Nie w guście żony mej czas spędzać w samotności
Gdy jesień uszlachetniam, wpatrzony w wędki nić
Wierna naturze swej, przyjmuje wszystkich gości
Honory domu im oddając w łóżku mym.
(Honory domu nam oddając w łóżku swym!)
Tak, rogacz ze mnie jest - hoduję piękne rogi
Miodowy miesiąc mój niejeden trafił szlag
Nie są już świętem mym zabawy mojej żony
Bo towarzystwo innych w siódmym niebie ma.
(Bo towarzystwo nasze w siódmym niebie ma!)
Kontrakt małżeński i moja osoba skromna
Nie budzą w żonie mej szacunku ni za grosz
A fakt, że cały las to drobiazg przy mych rogach
Dla mojej pięknej żony jest najmniejszą z trosk.
(Dla jego pięknej żony jest najmniejszą z trosk!)
Z całego miasta walą wszyscy, co noszą spodnie
Tu każdy opierunek ma i darmo wikt
Kwiaty z ogrodu mego zrywa byle przechodzień
By w butonierce nosić hańbę mą i wstyd.
(By w butonierce nosić hańbę jego i wstyd!)
Gdy, umęczony, wracam z wędką i ryb koszykiem
Zastaję z gołym gościem golutką żonę mą
Mógłbym nieśmiało prosić "Przykryjcie się choć listkiem!"
Powiedzą mi, że i tak się wstydzić nie ma co.
(Powiemy mu, że i tak się wstydzić nie ma co!)
Rozumiem wszystko, owszem, lecz co by im szkodziło
Grzeczności trochę choć w stosunku nasze wnieść?
Zapytać kulturalnie "Jak tam na rybach było?"
I o me zdrowie chociaż raz zatroszczyć się.
(O jego zdrowie chociaż raz zatroszczyć się!)
Niewiele mi potrzeba - trochę delikatności
Dla męża, co z pokorą małżeństwa dźwiga krzyż
Rogacza się zazwyczaj na rękach wszędzie nosi
Bo szwagrów przecież łączy pokrewieństwa nić.
(Bo szwagrów przecież łączy pokrewieństwa nić!)
Gdy siadam do kolacji, wtedy moich rywali
Stać jeszcze na bezczelność, by gapić się w mój ryż!
Byłoby szczytem, gdyby za stołem mym siadali
Z rogacza wszystko mam, lecz z Amfitriona - nic.
(Z rogacza wszystko ma, lecz z Amfitriona - nic!)
Że połowica wspólna, wcale przecież nie znaczy
Że jadło i napoje też wspólne muszą być
Nieomal mnie zmuszają, bym ich wyrzucał za drzwi
I wdzięcznym jestem, gdy mi nie zabiorą ryb.
(I wdzięcznym jest, gdy mu nie zabieramy ryb!)
Mogę się cieszyć jeszcze, że nie są tak bezczelni
By mnie namawiać, żebym ze strzelbą włóczył się...
(Rzuć, stary, to łowienie, chodź z nami na jelenie!)
Bo przecież sam nie będę sobie strzelał w łeb!
(Bo przecież sam nie będziesz sobie strzelał w łeb!)